Ten tekst jest pożyczony.
Napisała Segritta. Fajna, śliczna blogerka.
A fakt że jej tekst pojawi się tutaj w całości jest przykładem, że mimo ogromu kretynek są także w pewnych sprawach całkiem niegłupie kobiety. I publikację jednej z nich pozwalam sobie tu przytoczyć. Kliknij w "czytaj więcej"
"Czemu faceci nie chcą się żenić?
…bo baby są popierdolone.
Jakiś czas temu Luca zadała na fejsie pytanie „czemu faceci nie chcą się żenić”.
Padały różne odpowiedzi. Że się boją. Że to zobowiązanie. Że
formalności. Że kasa. Że trudniej się rozstać, jak już się będzie miało
dość. Sama nawet coś tam Luce wtedy napisałam, ale dopiero niedawno do
mnie dotarło, jaki jest prawdziwy powód męskiej fobii małżeńskiej.
Chodzi o nas. Kobiety mogą być najcudowniejszymi partnerkami, ale jak
już pojawia im się na palcu pierścionek zaręczynowy lub obrączka,
zaczynają się zachowywać jak idiotki. Kilka takich przypadków
zaobserwowałam całkiem niedawno wśród znajomych znajomych (sami znajomi
jeszcze singlują), ale problem istniał od zawsze, czego dowodem jest
masa dowcipów i przypadków literackich.
Po pierwsze: kobieta zmienia się, gdy staje się żoną. Po drugie: kobieta wymaga zmiany od faceta, który staje się mężem.
Wydawałoby się, że to takie proste. Dziewczynka jest z chłopcem. Są
szczęśliwi. Związek układa się jak w bajce. Mieszkają razem, dogadują
się, seks jest świetny. Małżeństwo powinno być tylko okazją do założenia
białej sukienki, zrobienia balangi dla rodziny i znajomych a potem ma
ułatwić sprawy spadkowe, rozliczanie się i wizyty w szpitalu. Ale nie.
Baba tuż po zamążpójściu (czasem już po zaręczynach) nagle zamienia się w
ziejącego ogniem smoka, której zaczyna przeszkadzać to, że facet
wychodzi na wódkę z koleżanką. Albo nagle zaczyna robić facetowi
awantury o rzucone na podłogę skarpetki. Nigdy jej to specjalnie nie
przeszkadzało, ale gdy tylko na jej palcu pojawia się obrączka,
skarpetki, które wcześniej nie były żadnym problemem, stają się powodem
do krzyku i fochowania się.
Przypadek Jana i Małgorzaty. On ma firmę w Warszawie,
ona pracuje w Poznaniu. Widują się co weekend u niej, kochają się, on
właściwie u niej mieszka, choć te 5 dni w tygodniu musi spędzać w
stolicy. Trudno. Taki biznes. Jej to nie przeszkadza. Są szczęśliwi,
absolutnie sobie wierni, ona akceptuje jego pracę, on akceptuje
konieczność dojazdów. Sielanka trwa 4 lata, aż w końcu on jej się
oświadcza. Teoretycznie nic się ma nie zmienić. Ale się zmienia.
Małgorzata zaczyna jeździć po nim, gdy spotyka się z przyjaciółkami: „co
to będzie za małżeństwo, skoro nie mieszkamy razem!”. Jan idzie na
kompromis i otwiera filię w Poznaniu. Teraz tylko 3 dni w tygodniu
spędza w Warszawie. Z czasem może będzie tego jeszcze mniej. Ale jej to
nie wystarcza. Zaczynają się awantury, ciche dni, roszczenia. Małgorzata
zaczyna posądzać Jana o romans. „Po co bym ci się oświadczał, gdybym
miał dupę w Warszawie?” pyta zdziwiony. „A nie wiem. Sam mi powiedz!”
odfukuje ona, w ogóle nie rozumiejąc, czemu on ma pretensję o to, że
przeglądała jego maile. Po roku narzeczeństwo się kończy. Jan ma dość.
Mija 5 miesięcy, ona wraca do Jana, przeprasza, znów jest dobrze.
„Wiesz…” – mówi Jan mojej koleżance – „ona wciąż jest moją jedyną
miłością i chętnie znów bym jej się oświadczył, ale boję się, że będzie
to samo”.
Mam pytanie do takiej Małgorzaty (a wiem, że takich Małgorzat jest wiele). Po cholerę chcesz zmieniać coś w facecie, który ci pasuje i z którym jesteś szczęśliwa?
Przypadek Adama i Ewy. Są razem od 5 lat. Z roku na
rok jest coraz gorzej. Na początku było fajnie, ale po dwóch latach, gdy
zamieszkali razem, zaczęło się psuć. Coraz mniej seksu. Coraz więcej
kłótni. Nawet kilka zdrad się zdarzyło. Każde z osobna jest świetnym
człowiekiem, ale razem stanowią żenującą mieszankę. Jadą po sobie wśród
znajomych, krytykują się, patrzą na siebie wilkiem. Jednym z powodów
kłótni jest to, że Adam się jeszcze nie oświadczył. Ewa robi mu o to
ciągłe wyrzuty. Nagle Adam wpada na kretyński pomysł i ulega partnerce.
Oświadcza jej się. Przez pół roku (aż do ślubu) jest całkiem fajnie. Ewa
szczęśliwa, rozszczebiotana, Adam ma spokój wreszcie i zadowoloną babę w
domu. Ślub. I kupa. Niedawno mieli rocznicę i już myślą o rozwodzie.
Okazało się (surprise surprise!), że po ślubie ich związek nie stał się
lepszy. Kłótni nie ubyło. On wcale nie zmienił się w faceta jej marzeń a
ona wcale nie przestała mieć do niego ciągłych pretensji.
Mam pytanie do Ewy (Ew też jest wiele): Po cholerę chcesz wychodzić za faceta, który ci nie pasuje i z którym nie jesteś szczęśliwa?
Jak ja się cieszę, że jestem heteroseksualną kobietą i nie muszę się
żenić. Wychodzić za mąż też nie muszę. Jeśli wyjdę, to tylko za faceta,
który będzie mi odpowiadał taki, jaki był przed ślubem. I wkurzę się,
jeśli nagle zacznie zwijać skarpetki w ruloniki i wkładać je do
szuflady."
Tekst pochodzi z bloga na segritta.pl
Mam nadzieję, że autorka się nie pogniewa :)
Polecam kanał na youtube
OdpowiedzUsuńpt. MUSISZ WIEDZIEC.
Ogrom wiedzy.
Mysle ze znajdzie sie tam wiele odpowiedzi na nurtujace pytania z kwestii damsko -meskich.